Pośród lokalnego pospólstwa krążą
pogłoski o Ludojadzie zamieszkującym
pobliski las Dark Wald, bestii porywającej
całe rodziny pod osłoną nocy. Według
opowieści stwór jest wielką krwiożerczą
kreaturą. Jedni mówią o Minotaurze, inni
o Bazyliszku, niektórzy nawet,
o dzikiej Mantikorze!
Wiara jest tak przerażona, że zamknęła się w swych domach i odmawia
wykonywania pańszczyzny. Miejscowi stróże prawa postanowili rozwiązać problem
raz na zawsze i przywrócić życiu wokół Dark Waldu jego dawny wygląd. Odnaleźli
w mrocznym lesie wejście do podziemnej groty, gdzie posyłają śmiałków
omotanych wizjami wysokiej nagrody...
Po wejściu pieczary do uszu awanturników dobiegł dziwnie znajomy dźwięk... jakby stukot końskich kopyt. Wtem do pieczary z impetem wbiegł rozwścieczony Centaur, naciągnął strzałę na cięciwę łuku... i nie zdążył oddać strzału. Tym razem Awanturnicy byli czujni od samego początku wyprawy. Barbarzyńca wraz z Krasnoludem momentalnie dopadli przeciwnika, walka nie trwała długo kilka celnych ciosów załatwiło sprawę. Wielki stwór legł bezładnie na schodach prowadzących w głąb podziemnej groty.
Na końcu schodów dalszą drogę zagrodziły śmiałkom ciężkie dębowe drzwi. Zbutwiałe drewno porastały porosty i mech, a zawiasy i okucia zżerała rdza. Barbarzyńca pchnął je z całych sił... zawiasy zaskrzypiały okrutnie wtórując zawodzeniu dochodzącemu z głębi lochu. Barbarzyńca kawał chłopa do subtelnych nie należy ;)
Po otwarciu drzwi na zaskoczonych poszukiwaczy przygód rzuciła się chmara zdziczałych Squigów. Stwory te są potrafią być niezwykle groźnym przeciwnikiem ale pozbawione kontroli Goblińskich poganiaczy potrafią czasami rozszarpać współtowarzysza, a co najlepsze zasnąć w trakcie walki. Tym razem los sprzyjał poszukiwaczom. Jeden ze Squgów zasnął, drugi zaatakował śpiącego towarzysza, a oślepiony światłem latarni trzeci ze Squigów nie trafiła żadnym atakiem w Barbarzyńcę. Z małymi problemami kompania poradziła sobie z czerwonymi potworami i przerobiła je na ketchup...
Trzeba przyznać, że początek tej przygody zaczął się od wysokiego "C". Loch bezwzględnie przywitał się z awanturnikami. Po pokonaniu Squigów doszło do starcia z wielkimi Ogrami. Na szczęście i tym razem udaje się pokonać przeciwników bez większych przeszkód. Awanturnicy dochodzą do rozwidlenia korytarza i postanawiają udać się w jego południową odnogę.
Ich oczom ukazuje się zielona posadzka wielkiej komnaty. Mając w pamięci ostatnią przygodę Czarodziej trochę zrezygnowany burknął pod nosem: "Ten zielony kolor źle mi się kojarzy".
"Nie bądź większą dupą niż jesteś" - warknął na te słowa Krasnolud i z impetem wparował do komnaty. "Głu...pek" - westchnął Czarodziej. I w trakcie wypowiadania tych słów Awanturników obskakuje horda Wielkich Szczurów. To była szybka i łatwa potyczka.
W momencie gdy Awanturnicy przymierzali się do eksploracji kolejnych pomieszczeń lochu na ich drodze stanęły Wielkie Pająki, które na niczego nieświadomych poszukiwaczy zeskoczyły ze stropu komnaty.
"Głupek" - pod nosem warknął Czarodziej w kierunku Krasnoluda.
Na domiar złego z głębi korytarzy nadleciało jeszcze stado krwiożerczych Wielkich Nietoperzy.
"Głupek! Głupek! Głupek! Po stokroć głupek!" - tym razem krzyknął Czarodziej.
Walka ta nie należała do najłatwiejszych ale koniec, końców i z tym przeciwnikiem udało się wygrać.
Po walce Barbarzyńca zarządził odpoczynek w celu uleczenia wszystkich ran.
Za drzwiami Awanturnicy znaleźli kolejną komnatę w której czekały na nich trzy Byko-centaury (potwory z poziomu 2). Trzeba przyznać, że tego się nie spodziewali... było blisko porażki... na szczęście Barbarzyńca w szale zabił pierwszego z Byko-centaurów, później pomógł dobić tego z którym walczył Krasnolud, a trzeci to właściwie już sam się położył i zdechł ;)
Przemierzając kolejne korytarze poszukiwacze przygód dotarli do trzeciej z kolei komnaty za którą znajdował się kolejny korytarz. Korytarz ten okazał się ostatecznie ślepym zaułkiem. W związku z tym czwórkę poszukiwaczy czekała długa powrotna do rozwidlenia.
To, że korytarze zostały wcześniej odkryte wcale nie oznacza bezpiecznej drogi. Gdzieś pomiędzy trzecią, a drugą komnatą Awanturnicy natknęli się na całe mnóstwo Wielkich Pająków.
Gdy wydawało się, że Wielkie Pająki wyzioną ducha, a poszukiwacze będą mogli kontynuować podróż zostali zaatakowani przez przeważające siły goblińskie.
Na domiar złego gdy Awanturnicy w końcu poradzili sobie z Wielkimi Pająkami, a i siły goblińskie zostały znacząco zmniejszone trzy Zombie powłócząc nogami oraz okrutnie zawodząc wyłoniły się z drzwi prowadzących do kolejnej komnaty i dołączyły do walki.
Trzeba przyznać, że Loch jest pełen niebezpieczeństw, które czyhają na nieostrożnych podróżników. Gdy Awanturnicy w końcu wrócili do rozwidlenia i udali się korytarzem na wschód natknęli się na komnatę wypełnioną stadem krwiożerczych Wielkich Nietoperzy. "Nic nowego, co nie Barb?" - powiedział Krasnolud i jednym zamachnięciem topora rozwalił dwa nietoperze łby. "Mowa!" - zawtórował mu Barbarzyńca przecinając mieczem trzeciego z kolei gacka.
Poprzednia walka była tylko przystawką, a na deser Awanturnicy dostali dwa pomidory. Czyli Zdziczałe Squigi. Nie za bardzo mogli się wykazać po jeden ze Squigów prawie zagryzł drugiego, a w kolejnej turze zasnął... snem wiecznym ;)
Po walce poszukiwacze ponownie doszli do rozwidlenia korytarzy i ponownie skręcili w złą stronę. Droga którą wybrali znowu zakończona była ślepym korytarzem ale tym razem pokonali ją w obie strony bez walki.
Ale jak to mówią "co się odwlecze to nie uciecze". Bo korytarz północny prowadził do komnaty, gdzie Awanturnicy musieli stawić czoła potworom poziomu trzeciego. Wielki Minotaur wsparty Zwierzoczłekiem i Krwiopuszem Khorna z impetem rzucili się na przybyszy. I o dziwo szybko zostali odparci. "Rachu, ciachu - co nie Barb?" - krzyknął Krasnolud zabijając stwora z kozią głową. "Mowa!" - odkrzyknął Barbarzyńca roztrzaskując czaszkę Minotaura. A Elf spokojnie przyglądał się całemu zajściu stojąc z boku i wycierając miecz z demonicznej posoki...
Zawodzenie Ludojada jakby było głośniejsze... i rzeczywiście tuż za zakrętem oczom Awanturników ukazała się arena na której kłębiło się mrowie zielonoskórych, a nad ich łbami w oddali dostrzec można było rogi wielkiego Minotaura.
Orki nie były wymagającym przeciwnikiem - przynajmniej pierwsza szóstka, bo druga z końca przeciwległego korytarza zasypywała nieszczęsnych poszukiwaczy przygód gradem strzał. Natomiast Minotaur - to bydle zaprawione w boju - 25 ran. Jakby tego było mało to co turę regenerował sobie K6 ran.
Pięć zabitych Orków zastąpiły dwa Zdziczałe Squigi i zabawa zaczęła się od początku. Minotaur otrzymywał rany, a później sobie je leczył. I tak walka mogła trwać w nieskończoność gdyby nie magiczny oszczep, którym Elf cisnął w kudłate cielsko zadając mu 13 ran, Mag stworzył podskórne pędraki zadając kolejne trzy rany, a resztę dodał Barbarzyńca wespół z Krasnoludem. Okrutne zawodzenie Minotaura ucichło...
Orcze mięso doprawione sosem pomidorowym to już była przyjemność.
Na końcu korytarza Awanturnicy odkrywają wyjście więc nie są narażeni na niespodzianki czekające na nich podczas drogi powrotnej do wyjścia z pieczary.
Grało się przyjemnie, być może w przyszły weekend ponownie ruszymy w nieznane... w głąb lochu.
A co te figurki takie niepomalowane? ;)
OdpowiedzUsuńA nie wiem jakoś wyskoczyły z gabloty. Same. Dasz wiarę...
UsuńA to łobuzy! Trzeba je szybko pomalować, zanim inne się zorientują!
UsuńZobaczę co się da zrobić ;)
UsuńSuper! Uwielbiam takie fabularyzowane wpisy! Świetna robota. :)
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam czytać. Pisać już gorzej. Dzięki!
UsuńChylę czoła - porządny, fabularyzowany raport.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że gracie rodzinnie - trzeba kuć hobbystyczne żelazo póki gorące!
Słabo to kucie idzie :/ Ale coś tam gramy.
UsuńMiło, że znaleźli się na podorędziu chętni gracze :)
OdpowiedzUsuńBez innych człowieków to byłoby nudno :/
Usuń