Starożytni procarze byli prawdopodobnie tak starzy, jak sama wojna. Prehistoryczne bitwy zapewne wymagały użycia broni i umiejętności już używanych do polowania. Oszczep, włócznia, maczuga i ... kamień. Rzucanie kamieniem może być bez wątpienia śmiertelne, w zależności od jego wielkości, charakteru i siły wyrzutu. Ale ostatecznie to wciąż pocisk krótkiego zasięgu i małej prędkości. Rzucanie tego samego pocisku na większe odległości wiązało się z wynalezieniem procy. Jak do tego doszło... nie wiadomo, zapewne jak zwykle przez przypadek. Nigdy nie poznamy wydarzeń, które doprowadziły do tego aby do wrzucenia kamyka wykorzystać lin, a później skóry, lub obu, tworząc woreczek. Siła odśrodkowa zmieniła to dość tanie i proste urządzenie w maszynę do zabijania. Wydawałoby się, że to tylko proca, proste urządzenie, a jednak procarze byli naprawdę śmiertelnie niebezpiecznymi wojownikami. Biorąc pod uwagę współczesne rekonstytucje specjalistów i starożytne teksty, mamy stosunkowo precyzyjne wyobrażenie o ich skuteczności. Ale powiedzmy sobie wprost, proca była prawdopodobnie najbardziej opłacalną, śmiercionośną bronią strzelecką w starożytności. Była stosunkowo łatwa do opanowania, na pewno bardziej niż łuk, wymagała mniej pracochłonnego szkolenia, pociski znajdowano praktycznie wszędzie i prawdopodobnie nigdy nie zabrakło procarzom amunicji, a zasięg i siła rażenia pocisków miotanych przy użyciu procy były niezrównane w tamtym okresie.
Proca była śmiercionośną bronią, którą z pewnością należy traktować
poważniej niż łuk. Pocisk był cięższy, jego zasięg może przekroczyć nawet 400 metrów gdy jest wyrzucony na dużej trajektorii, a prędkość jaką osiąga dochodzi do 160 km na godzinę. Przy
takiej prędkości pocisk o odpowiednim kształcie może z łatwością
rozbijać kości, nawet jeśli noszący miał jakąś ochronę. Głowa będąca
odsłoniętą, najsłabszą i bardziej wrażliwą częścią ciała, stała się głównym celem, w którą półprofesjonalni
procarze szybko nauczyli się uderzać. Nawet hełm z brązu był mało
odporny na uderzenie przy takiej prędkości, jeżeli człowiek trafiony pociskiem przeżył uderzenie to na pewno w jego wyniku
doznał wstrząśnienia mózgu.
W epoce brązu i klasycznej epoce starożytności procarze niezmiennie byli pasterzami zmuszanymi do służby w trakcie wojen. Byli to cywile opłacani przez państwo-miasto, wcielani do wojska jako uzupełnienie hoplitycznego "rdzenia" armii nie tylko w starożytnej Grecji, ale we wszystkich państwach-miastach od Iberii po wybrzeża Morza Czarnego, od Afryki do Azji Mniejszej. Armie asyryjskie i egipskie masowo wykorzystywały procarzy jako część swojej stałej armii, niektórzy z nich byli dobrze wyposażeni, czasem w miecze i hełmy. Jednak zawodowi procarze występowali rzadziej w kulturze greckiej i rzymskiej, chociaż zajmowali czołową pozycję jako najemnicy, a niektórzy z nich zdobyli zaciętą reputację.
Na polu bitwy procarz znajdował się w awangardzie głównej armii, w odpowiedniej odległości od włóczników na wypadek, gdyby wróg chciał wykorzystać swoją kawalerię. Procarze strzelali w przeciwnika ścianą pocisków, nie tylko po to, by "przerzedzić" pierwsze linie wroga, ale także aby zamaskować posunięcia taktyczne własnej armii, gdyż spadające pociski zmuszały żołnierzy przeciwnika do ukrycia się, tracąc w tym momencie z oczu wroga. W trakcie bitwy byli wysłani na skrzydła lub tyły podczas głównego ataku po wykonaniu swojego zadania, a później wspierali własne siły dzięki swojej prędkości. Ponadto ze względu na swoją mobilność idealnie nadawali się do zastawiania zasadzek w trudnym terenie.
Jeszcze pół roku temu nawet przez myśl by mi nie przeszło, że będę malował "historyczne" miniatury z okres starożytności. Ale Michał zachwalając nowy system Clash of Spears na blogu
Bitewny Zgiełk skutecznie zachęcił mnie abym sobie przygotował do niego armię, o złożeniu której
pisałem końcem ubiegłego roku. W wyniku najnormalniejszego zbiegu okoliczności wszedłem w posiadanie gry Mortal Gods, z której miniatury można również użyć w Clash of Spear oraz w systemie SAGA, tak więc mój "antyczny" projekt trochę się rozrósł. Tak czy inaczej rozpocząłem przygodę z historycznymi systemami bitewnymi od pomalowania greckich procarzy.
Są to miniatury firmy Victrix, która oferuje zestaw procarzy w dwóch pozach do których należy dokleić jedno z dwóch ramion z procą oraz jedną z czterech głów. Tak więc trochę powtarzalne miniatury. Aby urozmaicić figurki postanowiłem skorzystać z głów z innych zestawów Victrix'a, natomiast by zwiększyć liczebność oddziału poddałem lekkiej konwersji dwa modele nieopancerzonych hoplitów przerabiając je na procarzy - są to zewnętrzne modele.
Cel na rok 2021: 140 miniatur
Do osiągnięcia celu pozostało: 137 miniatur
Pomalowane: 3